sobota, 30 sierpnia 2014

"Chodzę na rozmowy kwalifikacyjne, bo lubię". Odbierają pracę innym, tylko żeby się sprawdzić

– Bez stresu, presji i świadomości, że muszę dostać tę pracę, bo wyląduję na bruku – tak do kolejnych rozmów o pracę podchodzą rekrutersi, czyli osoby, które aplikują na nowe stanowisko, tylko po to, aby się sprawdzić. – To tak jak z bieganiem. Nie jest ci przykro, że nie pobiłeś życiówki na treningu, prawda? – wyjaśnia rekruters Marzena. Dodaje, że "dzięki treningowi lepiej wypadasz na zawodach".

Pracę na ogół zmieniamy, kiedy aktualnej mamy już dość albo ją straciliśmy i potrzebujemy zatrudnienia "na już", żeby nie stracić płynności finansowej. Mając ambitne zajęcie, satysfakcjonujące zarobki i wyrozumiałego szefa, nie tracimy czasu na rozmowy kwalifikacyjne i chwilowo wypadamy z obiegu. Są jednak tacy, którzy mimo wszystko odpowiadają na zachęty ze strony head-hunterów i wnikliwie przeszukują aktualne oferty zatrudnienia.

Jedną z takich osób jest 28-letnia Marzena z Warszawy, która stanowczo zaznacza, że nie zdradzi, jak się nazywa i gdzie aktualnie pracuje. Powód jest prosty: nie chce, aby jej przełożeni dowiedzieli się, że regularnie uczestniczy w procesach rekrutacyjnych konkurencji, chociaż nie zamierza zmieniać pracy. Na pytanie o liczbę odbytych rozmów rekrutacyjnych, odpowiada, że było ich już tyle, iż nie jest w stanie tego zliczyć. Sama określa siebie mianem "rekrutersa".

- Miałam dwie rozmowy dzień po dniu w dwóch różnych firmach. Okazało się, że rekrutacje prowadzi jedna firma HR, więc dwukrotnie spotkałam się z tą samą osobą. Scena trochę jak filmu "Dzień świstaka", ale nie było żadnych nawiązań i aluzji do tego, że już wczoraj to przerabialiśmy - zdradza Marzena.

Takich pracowników jak Marzena jest więcej. Szczególnie wśród osób na początku zawodowej kariery. – Są to głównie osoby młode, ponieważ starsze osoby pracujące bardzo długo u jednego pracodawcy są zbyt lojalne, aby w ogóle chodzić na rozmowy do innych pracodawców – wyjaśnia. Urszula Zając-Pałdyna, HR Business Partner w Grupie Pracuj S.A.

Po co szukać pracy, jak się jej nie chce? – Żeby być przygotowanym do ważnej rozmowy, kiedy faktycznie będę chciała zmienić pracę – mówi Marzena. To oczywisty powód. Pół żartem, pół serio dodaje, że lubi to uczucie, kiedy pokonuje kolejne etapy rekrutacji i okazuje się lepsza od innych.

Nasza rozmówczyni wyjaśnia, że w przypadku niepowiedzenia może przeanalizować odbytą rozmowę i wyciągnąć wnioski na przyszłość. – Zawsze może się tak zdarzyć, że dostanę lepsze warunki niż mam obecnie – mówi. Marzena zwraca również uwagę, że łatwiej negocjuje się warunki pracy "jak nie masz noża na gardle". O tym samym mówią specjaliści od zatrudnienia. – Zupełnie inaczej rozmawia się z wartościowym pracownikiem, który ma inną ofertę pracy – wyjaśnia Zając-Pałdyna z Pracuj.pl.

Kolejnym powodem, dla którego kandydaci uczestniczą w rozmowach kwalifikacyjnych jest chęć uzyskania u obecnego pracodawcy podwyżki czy też awansu. – Znając ofertę konkurencji taka osoba zdobywa argument do negocjacji ze swoim obecnym przełożonym – tłumaczy Krzysztof Bernatowicz, ekspert HR i coach biznesu.

Dla jeszcze innych to forma zdobycia doświadczenia i wiedzy z zakresu... HR. Serwis pracuj.pl opisuje przypadek biznesmena, który prowadzi swoją firmę. Pomimo że powodzi mu się w interesach, chodzi na rozmowy kwalifikacyjne, aby być zorientowanym w aktualnych wymaganiach na rynku pracy. Jak przekonuje, pomaga mu to później przy rekrutowaniu pracowników do jego zespołu.

Czy przedstawiciel pracodawcy jest w stanie wyczuć, że kandydat udał się jedynie na "trening"? Bernatowicz twierdzi, że bardziej doświadczeni HR-wcy są w stanie to poznać. – Zależy to również od samego kandydata, ponieważ jeśli jego poziom motywacji na spotkaniu będzie duży, to nie będzie widać tego, że przyszedł na rozmowę dla sportu – wyjaśnia ekspert.

Specjalista z Pracuj.pl zaznacza, że kandydat może w czasie rozmowy ujawnić, że "coś jest nie tak". Przykład? – Rekrutowany przekonuje, że motorem napędowym dla niego jest chęć rozwoju, a obecny pracodawca tego nie zapewnia. Natomiast na koniec rekruter dostaje informację, że pracodawca przekonał go do pozostania na stanowisku wyższym wynagrodzeniem – wyjaśnia Zając-Pałdyna.

Jeśli chodzenie na rozmowy rekrutersi uważają za sport, to należy go zaliczyć go kategorii ekstremalnych. Wiąże się to z ryzykiem, że obecny szef dowie się o naszym hobby i może się mu się nie spodobać. W najgorszym przypadku zwolni takiego pracownika.

Osoby rekrutujące tworzą czasami tzw. „czarne listy” kandydatów, którzy nie powinni być zapraszani na rozmowy. – Warto zwrócić na to uwagę, ponieważ firma, w której prowadzimy rozmowy być może nie dziś, ale za jakiś czas może być tą wymarzoną – zaznacza Zając-Pałdyna.

Warto również pamiętać, że niespodziewanie jeden z naszych "treningów", może się nagle okazać "zawodami". – To, co radzę kandydatom, którzy chcą zorientować się co w branży piszczy, to przede wszystkim otwartość na ewentualną zmianę pracy, jeśli rzeczywiście oferta okaże się bezkonkurencyjna – zachęca.

Zając-Pałdyna tłumaczy, że najważniejsza jest uczciwość wobec osób rekrutujących. – Wystarczy przecież powiedzieć, że chcemy zorientować się w branży i szukamy lepszej oferty – rekruter będzie miał na uwadze, że musi na przykład przebić ofertę obecnego pracodawcy i konkurencji – podkreśla.

Fachowcy z HR-u wyjaśniają, że doświadczenie z rozmów przydaje się głównie osobom, które są zamknięte w sobie, mają problem z komunikacją i poprzez doświadczenie mogą „oswoić” sytuację rekrutacyjną. – W mojej opinii warto raz na jakiś czas wybrać się na rozmowę, aby nie „wypaść z obiegu” – mówi Zając-Pałdyna. Zaznacza jednak, że "traktowanie rekrutacji jako sportu jest nieetyczne".

Ważne, aby rezygnując z propozycji pracy nigdy nie dać po sobie znać, że spotkanie odbywało się "dla sportu". Najlepiej wykazać ubolewanie z powodu odrzucenia oferty i podkreślić, że w innych okolicznościach praca byłaby wymarzona, ale … (i tu podaj podajemy powód – jeszcze lepsza oferta zatrudnienia, nowy interesujący projekt w obecnej firmie bądź względy rodzinne).

– Nie masz wyrzutów sumienia? Nie jednej osobie mogłaś odebrałaś szansę na pracę? – pytam. Po chwili milczenia Marzena uśmiecha się i mówi: "Zabrzmi to egoistycznie, ale skoro byłam lepsza, to znaczy, że te osoby nie zasługiwały na to, aby je zatrudnić". Dodaje, że nie ma moralnego kaca i zawsze znajdą się osoby bardziej kompetentne od niej. Dziewczyna podkreśla, że nie myśli o tym udając się na kolejną rozmowę.

Marzena z pozycji zawodowego rekrutersa poleca sprawdzania się na rozmowach kwalifikacyjnych od czasu do czasu, nawet jeśli nie planujemy zmieniać pracy. – Czasem dopiero one uświadamia nam, ile jesteśmy warci jako pracownik. Tekst został pierwotnie opublikowany w serwisie naTemat.pl

Brak komentarzy: